Ocalić Blitzo
V. WSPOMNIENIA (CZĘŚĆ 2)
VI. POŚCIG
VII. PRZESŁUCHANIE
VIII. IMIĘ
IX. CIERPIENIE (CZĘŚĆ 1)
X. CIERPIENIE (CZĘŚĆ 2)
XI. CHWILA
XII. SKRUCHA
XIII. KOSZMAR
XIV. RATUNEK (CZĘŚĆ 1)
XV. RATUNEK (CZĘŚĆ 2)
XVI. POKŁOSIE
XVII. RODZINA
Ilekroć ojciec wysyłał straż, by
sprowadzić Octavię do domu, irytowała ją jego nadopiekuńczość. Naprawdę, jej
ostatnio chłopak wciąż dochodził do siebie na oddziale psychiatrycznym po tym,
co tata zrobił mu za zerwanie z nią. Jednak kiedy wysyłał „cienistych
strażników”, wiedziała, że działo się coś niedobrego. Cieniści strażnicy jej
ojca byli nie tylko jednymi z najlepszych, ale wręcz uważano ich za rywali
elitarnych strażników niektórych szlachetnych Rodów Upadłych. Ojciec delegował
ich wtedy, gdy działo się coś wyjątkowo okropnego, więc nawet nie próbowała się
z nimi kłócić, kiedy przybyli zabrać ją do domu.
Już kiedy
znalazła się na dziedzińcu, nabrała pewności, że sprawy mają się gorzej niż
przypuszczała. Strażnicy byli uzbrojeni i poruszali się w oddziałach
pięcioosobowych. Członkowie Legionów ojca ustawili się na swoich pozycjach na
wypadek ataku wroga. Aktywowano magiczne mechanizmy obronne sprzed tysięcy lat.
Sprawy wyglądały tak poważnie tylko w Dniu Oczyszczenia.
Pierwszym, co
zrobiła po wejściu do pałacu, było odnalezienie ojca. Przebiegła przez kolejne
sale, mając nadzieję, że wszystko jest w porządku, a rodzice są bezpieczni. Na
szczęście znalazła go, przeglądającego księgę i – ku jej zaskoczeniu –
rozmawiającego z Millie i Moxxiem z I.M.P.
Rozmowa urwała
się wraz z jej przybyciem, kiedy Stolas rzucił się ją uściskać.
– Tu jesteś. –
Spojrzał jej prosto w oczy. – Octavio, musisz odpowiedzieć mi jasno i bez
wahania. Czy zauważyłaś, by ktoś dziwny cię dzisaj śledził?
– Nie –
odparła. Miała ochotę dodać coś złośliwego, ale powstrzymała ją troska w
spojrzeniu ojca.
– Dostałaś jakieś
dziwne wiadomości, SMS-y albo groźby?
– Nie. –
Octavia zrzuciła jego dłonie z ramion. – Co się dzieje, tato? Czemu wszyscy
zachowują się, jakby zaczął się Armagedon?
– Nie jest aż
tak źle, ale obawiam się, że… stało się coś niedobrego – wyjaśnił z ciężkim westchnieniem Książę Stolas. –
Blitzo został porwany dziewięć dni temu. Zrobili mu… naprawdę straszne rzeczy i
chcą dostać Grymuar w zamian za jego życie.
Oczy Octavii
rozszerzyły się, kiedy przypomniała sobie jak Loona wypytywała, czy ktoś
widział jej ojca. Zapewniała przy tym, że wszystko w porządku, ale już wtedy
Octavia podświadomie czuła, że coś jest nie tak.
W takich
chwilach wolałabym się mylić.
Nic dziwnego,
że ojciec był w to zamieszony – przez księgę czy też nie. Wiedziała, co czuł do
szefa zabójczych chochlików i miała co do tego mieszane uczucia. Octavia
potrzebowała lat, by pojąć, że rodzice tak naprawdę wcale się nie kochali, a
kiedy odkryła, że wzajemnie się zdradzają, rozpoczęła nastoletni bunt. Zajęło
jej trochę czasu i kilka rodzinnych rozmów, by zrozumieć, że choć nie darzyli
się miłością, wciąż o siebie dbali. Co ważniejsze, nie przestali jej kochać.
Wciąż byli rodziną – trochę dziwną, ale jednak.
Gdy tata
zaczął sypiać z Blitzo, nie myślała o tym zbyt wiele. Wtedy jednak ojciec
zakochał się w chochliku, czyniąc sytuację dziwniejszą niż do tej pory. Octavia
nie miała nic przeciwko chochlikom jako takim, ale Blitzo miał trudny
charakter. Nie miała pojęcia, co takiego ojciec widział w tym gościu, ale
najwyraźniej sprawiało, że był szczęśliwy, a to dobrze o nim świadczyło. Co
więcej, ona i Loona zaprzyjaźniły się już przy pierwszym spotkaniu. Dziwaczna
więź ich ojców jedynie dodatkowo je do siebie zbliżyła. Może pewnego dnia miały
zostać przyszywanymi siostrami, jeśli związek tej dwójki okazałby się aż tak
poważny.
– Jak źle to
wygląda? – zapytała, próbując przygotować się na najgorsze.
– Biorąc pod
uwagę dowody i istnieje możliwość, że tym, który porwał Blitzo, może być
Upadły.
Kurwa. To źle
brzmiało. Do Upadłych należały pierwsze anioły, które Lucyfer poprowadził
podczas powstania przeciwko Bogu. Członkowie Goecji narodzili się w Piekle na
długo po przybyciu Upadłych, co doprowadziło do Wojny Demonów we wczesnych
latach, zanim Lucyfer został władcą. Co więcej, choć demony Goecji liczyły
sobie więcej członków, Upadli dysponowali o wiele potężniejszą mocą. Uzgodniono
więc, że Lucyfer będzie rządził całym Piekłem, przyjmując miano króla, podczas
gdy Upadli i Goetia otrzymali różne pozycje, aby utrzymać Piekło w ryzach.
– Jak mogę
pomóc? – zapytała z determinacją.
– Sądzę, że w
tej chwili pewna osoba potrzebuje przyjaciela – zauważył Stolas. Oczy Octavii
rozszerzyły się. – Jest w twoim starym pokoju, na trzecim piętrze zachodniego
skrzydła. Jeśli będziecie czegoś potrzebować, poproś służbę.
Skinęła głową,
po czym wyszła. Choć jakaś jej cząstka chciała pomóc z uratowaniu Blitzo, Octavia
wiedziała, że bardziej przyda się przyjaciółce. Popędziła do swojego starego
pokoju, który zajmowała jako mała dziewczynka. Odkąd przeniosła się w nowe
miejsce, pełnił funkcję pokoju gościnnego.
Po dotarciu do
celu, Octavia zaczerpnęła tchu i powoli otworzyła drzwi. Pokój wyglądał pusto,
wyposażony wyłącznie w podstawowe meble, takie jak łóżko czy komoda. Loona po
prostu wpatrywała się w niemal pełny księżyc na niebie. Octavia powoli podeszła
do przyjaciółki, w milczeniu przyłączając się do wspólnego oglądania. Żadna z
nich nie odezwała się aż do momentu, w którym sama zdecydowała się przerwać
ciszę.
– Rozważasz
nocne wycie?
– Może –
odparła Loona. Jej ton był pozbawiony emocji. Oczy za to zdradzały strach,
smutek i ból. Rzadko widywało się taką mieszankę emocji w przypadku Loony, o
ile nie znało się jej tak dobrze jak Octavia, choć nigdy dotąd nie okazywała
ich aż tak otwarcie. – Nie zdecydowałam jeszcze, czy wyć ze smutku, czy ze
złości.
– Słyszałam,
że niektóre ogary potrafią robić jedno i drugie jednocześnie — powiedziała
Octavia, opierając się na szponach.
– Niektóre
ogary są głupie – mruknęła Loona, krzyżując ramiona. Powoli zwróciła się do
obserwującej ją Octavii. Przymknęła oczy i odwróciła się. – Chcę, żeby tata
wrócił.
– Wróci –
zapewniła Octavia. Położyła obie dłonie na ramionach przyjaciółki. – Mój ojciec
to dupek, ale dba o tych, którzy są dla niego ważni. Jest inteligentny i
potężny. Twoi współpracownicy również. W piątkę zdołamy uratować twojego tatę.
– Nie mówiłam
na niego w ten sposób od dawna… – przyznała Loona, przyciskając łapy do twarzy.
– Teraz robię to równie często, co i łapię oddech.
– Czy to coś
złego? – zapytała Octavia. – Wiem, że udajesz przed wszystkimi, ale to
niepotrzebne.
– Nie
zrozumiesz – burknęła Loona, przechadzając się po pokoju. Octavia podążyła za
nią, aż obie zajęły miejsce na łóżku. – Ogary nie mogą okazywać słabości. Nie
mogą się do nikogo przywiązać. Tak po prostu jest.
– Czy to naprawdę
tak wygląda, czy może tak działało stado, które zostawiło cię na pewną śmierć?
– zapytała, obojętna na spojrzenie, które otrzymała w zamian. Loona jej nie
przerażała. Wiedziała, że jej groźby nie niosą ze sobą niebezpieczeństwa. –
Wiem, że poznanie prawdy o rodzinie było dla ciebie ciosem, ale to nie powód,
by zachowywać się w ten sposób.
– Powiedziała
księżniczka, która ma dwójkę kochających rodziców.
– Kochają
mnie, ale nie siebie. Jedno z nich pieprzy się z twoim ojcem raz w miesiącu –
przypomniała, przewracając oczami. – To nie jest normalne. Nic w Piekle takie
nie jest. Pozostaje nam tylko dbać o to, co jest dla nas cenne. – Zmierzyła
Loonę wzrokiem. – Masz ojca, który ocalił cię od śmierci, kiedy byłaś
szczeniakiem. Widziałam te wszystkie zdjęcia z twojego dzieciństwa. A tata
opowiadał mi historie, którymi lubi dzielić się Blitzo. Wygląda na to, że byłaś
kochanym dzieckiem, póki nie poznałaś prawdy o rodzinie… Cóż, zgaduję, że to
wyjaśnia, dlaczego postępujesz się w ten sposób. Nawet to, dlaczego czasami względem
innych zachowujesz się jak suka. Zwłaszcza względem Blitzo.
Loona
przycisnęła kolana do piersi i zamknęła oczy. Choć próbowała ukryć łzy, Octavia
zdołała je dostrzec. Obejmując przyjaciółkę ramionami, wyszeptała:
– To twój
ojciec, Loono. Okazywanie uczuć jest w porządku i nie świadczy o słabości. Sama
to robię, choć tata tak często mnie zawstydza Skończ z głupim udawaniem
twardszej niż jesteś i po prostu bądź sobą. Zwłaszcza teraz.
Tyle
wystarczyło, by Loona wtuliła się w jej pierś i zaczęła płakać. Octavia obejmowała
ją, podczas gdy koszulkę moczyły jej łzy dziewczyny, która nade wszystko
pragnęła powrotu ojca.
Wróci –
obiecała sobie. Płacz ustanie, kiedy w końcu go odnajdą.
***
Moxxie czuł wdzięczność, widząc
jak poważnie i profesjonalnie zachowywał się Książę Stolas. To było coś
zupełnie innego od szaleństw, które widywał w biurze. Mimo wszystko chochlik
wolał regularnie wyrywać sobie włosy, jeśli to oznaczałoby powrót Blitzo.
Wraz z Millie skupiał
się na magicznie stworzonym przez księcia hologramie miasta, próbując
stwierdzić, dokąd porywacze mogli zabrać jego szefa. Stolas przeglądał rejestry
połączeń, które chwilę wcześniej przekazali mu Cienie.
Sapiąc, książę
odrzucił je na bok.
– Telefon na
kartę. Wiedziałem, że to nie będzie takie proste. – Przycisnął szpony do
biurka, zanim zdecydował się spojrzeć na parę chochlików. – Jesteście pewni, że
żadne z was nie rozpoznało głosu?
– Nie. –
Moxxie potrząsnął głową. – Loona też. Blitzo brzmiał, jakby wiedział kto to, bo
spanikował na myśl, że porywacz miałby dostać księgę. On z kolei wydawał się
znać ciebie, bo powiedział, że – przełknął ślinę – lubisz czerwone fiuty?
Książę Stolas
uniósł brwi i potarł podbródek.
– Hmm… Więc to
ktoś, kogo znamy Blitzo i ja. Albo kto dobrze zna mnie. Wiedział również o
istnieniu Grimuaru, co ogranicza liczbę podejrzanych.
– Czy to
naprawdę takie złe? – zapytała Millie, wpatrując się w tajemniczą księgę. – To
tylko jedna z wielu książek z zaklęciami, tak?
Stolas
parsknął, zanim magicznie sprawił, by wolumen zmaterializował się w jego
dłoniach.
– Zdecydowanie
nie, Millie. Grymuar Światów to jeden z najpotężniejszych, najbardziej
niebezpiecznych przedmiotów na Świecie, w Niebie czy Piekle. Istnieją tylko
trzy egzemplarze. Jednym dysponuję ja, drugim Niebo, a trzeci ukryto gdzieś w
świecie śmiertelników, ale wzmianki o nim zaginęły w czasach panowania Salomona
nad Izraelem. Potężne zaklęcia to jedno, jednak przede wszystkim zawarto w niej
wiedzę i moc zdolną otworzyć portal w czasie i przestrzeni. I to nie tylko do
świata żywych. Do każdego, który istnieje.
– Jej! My
używaliśmy jej, by dostać się do jednego świata. Są inne? – Oczy Millie
zabłysły przy tym pytaniu.
– Tak.
Teoretycznie pozwala podróżować przez inne światy, linie czasowe, wymiary,
niebiosa i piekła inne niż te, które znamy. Ja ograniczyłem się do naszej
rzeczywistości i świata żywych. Przemieszczanie się przez czas i przestrzeń
jest niebezpieczne, choć daje nieskończone możliwości. Tyle że igrając z nimi,
ryzykujesz doświadczenia wykraczające poza definicję szaleństwa, jak niechciani
goście z innych wymiarów albo rozpad zderzających się światów na atomy –
wyjaśnił z ciężkim westchnieniem Książę Stolas. – Moim zadaniem jest
dopilnowanie, by Piekła nie spotka żaden z tych problemów. Że nasz wymiar
pozostanie w równowadze, bez kosmicznych problemów i ingerencji sił z zewnątrz.
Już samo to jest niebezpieczne, ale przez lata uczono mnie, jak korzystać z tej
mocy tak, bym mógł spełnić swoją rolę. Poznałem również… kilka sztuczek.
– Zaraz. Ta
rzecz może zabrać nas do innego świata, tak? – zapytał Moxxie. Jego oczy się
rozszerzyły. – Nawet… do Nieba?
– Tak, ale
nigdy nie sprawdziłem tego osobiście. I tak by mi na to nie pozwolono. Dobrze
panuję nad księgą, ale Niebo opanowało tę sztukę o wiele lepiej. Nieważne jak
bym się starał, powstrzymaliby mnie. Dla nich to tak, jak opędzić się od muchy
– mruknął Stolas. – Udało mi się dotrzeć tylko do Czyśćca.
– Byłeś w
Czyśćcu?! – zapytały z podziwem chochliki.
Chodziło o miejsce
między Niebem a Piekłem, dokąd trafiały dusze ani na tyle złe, by je potępić,
ani na tyle dobre, by doświadczyć zbawienia. Pozostawały tam do czasu
ostatecznej próby, która decydowała o ich losie. To była neutralna ziemia,
należąca zarówno do demonów, jak i aniołów. Poza tym wstęp mieli tam tylko
nieliczni, o ile nie próbowali zakłócać spokoju.
– O, tak. Mam
tam kilku dobrych znajomych – wyjaśnił Książę Stolas. Zaczął krążyć wokół
stołu, nie przerywając czytania księgi. – Tam raz w miesiącu spotykamy się z
Metatronem.
… co?
– Co? –
rzucili jednocześnie Moxxie i Millie. Nie wierzyli własnym uszom; ich rozwarte
szczęki sięgały niemal do ziemi.
W Niebie
istniało zbyt wiele aniołów, by spamiętać wszystkie, ale niektóre znało się
przez samo to, czym zasłynęli: Michała, Rafała, Gabriela i tak dalej. Metatron
również do nich należał, chociaż większość znała go tylko z legend. Powiadano,
że milion par oczu pokrywało jego ciało. Miał równie wiele ust, zaś każde z
nich władały innym językiem. Podobno był jednym z najwyżej postawionych
aniołów, jako Głos Boga dorównując samemu Michałowi – dowódcy Niebiańskiej
Armii. Niektórzy nazywali go Królem Aniołów, zdolnym w mgnieniu oka unicestwić
wroga.
– S-spotykasz
się z aniołem?! Sir, czy to nie zdrada?! – zaniepokoił się Moxxie.
– Sam Bóg i
Lucek wyrazili na to zgodę – wyjaśnił ze śmiechem Książę Stolas, zbywając temat
machnięciem ręki. Millie nie powstrzymała parsknięcia, słysząc jak wypowiadał
się o władcy Piekła.
– A-ale czemu?
– zapytał Moxxie. Dlaczego liderzy dwóch przeciwnych stron w walce o ludzkie
dusze miałoby się zgodzić, by ich najbardziej zaufani doradcy współpracowali?
To nie miało najmniejszego sensu.
Wszyscy
wiedzieli, że Niebo i Piekło dążyły do ponownego starcia i zapowiedzianego Dnia
Sądu. Większość wierzyła, że Niebo ponownie wygra – w końcu Bóg był
wszechmogący. Mimo wszystko niektórzy zagorzali zwolennicy wierzyli, że
istnieje sposób na pokonanie Najwyższego i jego armii. Moxxie, zadeklarowany
domator, starał się trzymać z daleka od takich tematów i na szczęście Blitzo
wyznawał podobną zasadę przy prowadzeniu firmy. Kilku klientom jasno wyjaśnił,
że nie zamierza angażować się w wojnę i woli trzymać się od niej z daleka.
Książę Stola
powiódł wzrokiem dookoła, po czym pstryknął palcami. Fioletowa fala energii
rozeszła się po pokoju i zniknęła. Para chochlików przełknęła ślinę, czując na
sobie poważne spojrzenie lśniących czerwienią oczu.
– To, co
zamierzam wam powiedzieć, jest ściśle tajne, ale wierzę, że będziecie milczeć.
Mówię o tym tylko i wyłącznie dlatego, że może mieć jakiś związek z pojmaniem
Blitzy’ego. Jeśli piśniecie choć słówko na ten temat komuś spoza tego pokoju,
sprowadzę samego Cerberusa, by ucztował na własnych kościach, a później je
wysrał, kiedy już pozbędzie się resztek waszych ciał.
Moxxie i
Millie skinęli głowami. Udali, że zamykają usta na zamek.
Stolas z
westchnieniem podszedł do okna i przycisnął dłoń do szyby.
– Jak dobrze
wiecie, Piekło jest przepełnione. To powód dla którego od prawie pięciuset lat
regularnie doświadczamy Dnia Oczyszczenia. Nie macie za to pojęcia, że Niebo
doświadcza tego samego problemu, tyle że u nich występuje on od niedawna.
– Chwileczkę.
To znaczy, że w Niebie wybijają własnych ludzi? – zapytała z niedowierzaniem
Millie. – Czy może to demony organizują własne Dni Oczyszczenia? Jeśli to
drugie, gdzie mogę się zapisać?
– Nie, jeszcze
nie jest aż tak źle. Dlatego chcą rozwiązać problem tak szybko, jak to możliwe.
– Więc zarówno
Niebo, jak i Piekło są przepełnione, ale to nas wybijają raz do roku?! Co za
głupota! – warknął Moxxie.
W takich
okolicznościach stracił kilku dobrych znajomych. Niewiele brakowało, by sam
został jedną z ofiar, kiedy Blitzo wysłał go z przesyłką, a rozpoczęcie Dnia
Oczyszczenia przyspieszono bez wcześniejszej zapowiedzi. Prawie wtedy zginął,
ale udało mu się ujść z życiem. Ledwo. To był jeden z tych nielicznych
przypadków, kiedy Blitzo zamiast pretensji z dupy, ze łzami w oczach błagał go
o wybaczenie. Moxxie nie miał mu tego za złe. W końcu nikt nie mógł
przewidzieć, że do tego dojdzie, ale i tak wykorzystał okazję, by wymóc na
szefie podwyżkę.
– Tak, ale
obawiam się, że nic na to na razie nie poradzimy – burknął Książę Stolas,
potrząsając głową. – Pierwotnie Piekło powstało, żeby złe dusze zostały ukarane
i mogły odpokutować swoje grzechy, a ostatecznie zostać dopuszczone do Nieba.
Niestety, obecnie władza woli, żeby grzesznicy zostali w Piekle – albo z
własnych pobudek, albo czystej złośliwości. To oni odgrywają istotną rolę w
tym, że potępieni pozostają potępionymi. Nie doświadczyliśmy żadnego odkupienia
od 1860. To dlatego córka Lucyfera próbowała ratować duszę tym swoim
Szczęśliwym Hotelem.
– Myślałam, że
to Hazbin Hotel – zauważyła Millie, drapiąc się po głowie.
– Wszystko
jedno. – Książę Stolas wzruszył ramionami. – Tak czy siak, zarówno Niebo, jak i
Piekło są przeludnione. Problemem są ludzie. Doprawdy, mnożą się bardziej niż
króliki. Pomysł Charlie mógłby być dobry i życzę jej jak najlepiej, ale ma
marne szanse. Wciąż nie rozumiem, dlaczego Lucyfer jej na to pozwala, ale może
faktycznie widzi w tym potencjał. Chociaż dalej sądzę, że mógłby powiedzieć jej
o naszym projekcie. Chodzi o to, że wyższe instancje Nieba i Piekła uważają, że
jedynym sensownym rozwiązaniem byłoby stworzenia nowych światów. To tajny
projekt, nad którym pracowaliśmy. Poza wami, niewielu o tym wie.
– Chcecie
stworzyć nowe Niebo i Piekło – zapytał Moxxie, unosząc brwi. – Czy to w ogóle
możliwe?
– Z Grymuarem
Światów? Nie. Z dwoma? Tak – odparł Stolas z uśmiechem. – W ten sposób
próbujemy ocalić nasze domy. Ja i kilka innych osób współpracujemy z
Metatronem. Staramy się stworzyć nowe Niebo i Piekło, do których moglibyśmy
przenieść połowę populacji, by uniknąć kolejnych Dni Oczyszczenia. Oczywiście
na to trzeba czasu, poza tym moce ksiąg są zależne od układu gwiazd i planet.
Właśnie dlatego działamy tylko podczas pełni. Wtedy moc jest najpotężniejsza.
Proces ciągnie się latami i jesteśmy w połowie drogi do jego zakończenia.
– To wyjaśnia,
dlaczego potrzebowałeś księgi podczas każdej pełni – przyznał Moxxie. – Tylko
po co te wszystkie sekrety? I dlaczego aniołowie się na to godzą?
– Nie
wszystkie anioły nas nienawidzą, Moxxie. Nie bez powodu Bóg pozostawił
potępionym możliwość pójścia do Nieba. Niektórzy naprawdę chcą nam pomóc.
Jednak część aniołów i demonów nie tylko uważa współpracę za odrażający pomysł,
ale wręcz woleliby, by druga strona została doszczętnie zniszczona. Niestety,
polityka wszędzie działa tak samo. Po każdej ze stron istnieją wpływowe
osobistości, które życzyłyby sobie upadku projektu, gdyby się o nim
dowiedziały.
– … na
przykład pozyskując kluczowy element w formie okupu – uświadomił sobie Moxxie.
– Dokładnie. –
Stolas warknął. – Z pomocą księgi ktoś mógłby nie tylko zrujnować całą naszą
pracę, ale też zaognić konflikt między Niebem a Piekłem.
Moxxie poczuł,
że robi mu się niedobrze. Żona otoczyła go ramionami, próbując pocieszyć, kiedy
pozieleniał. Ocalenie Blitzo, który już i tak był w okropnym stanie, to jedno.
Teraz jednak mieli dodatkowo powstrzymać wojnę?
– Czemu moje
życie musi być tak skomplikowane? – zapytał sam siebie.
– Posłuchaj, zapomnij
o wojnie, książce i całym tym bałaganie – powiedziała Millie, próbując nadać
rozmowie właściwy kierunek. – Po prostu musimy znaleźć Blitzo. Znajdziemy go i
nakopiemy porywaczom. Proste.
– Tak, ale nie
wiemy, gdzie on jest. Nie mamy żadnych przydatnych wskazówek. Gdyby zostawił
nam jakąś wiadomość albo coś, dzięki czemu moglibyśmy prześledzić jego kroki…
Zaraz! – krzyknął Moxxie, wyjmując telefon.
Szybko wszedł
na Voxagram, znalazł profil szefa i spojrzał na jego ostatnie zdjęcie – to
samo, w opisie którego Blitzo narzekał na niechcianego gościa w kadrze.
(źródło: KLIK) |
– Patrzcie! –
Moxxie pokazał zdjęcie pozostałej dwójce. – To ostatnie zdjęcie, które zrobił.
Widzicie, jak ten chochlik szlachtuje innego chochlika? Wcześniej nie zwróciłem
na niego uwagi, ale wygląda jak zabójca albo najemnik. Może być w to zamieszany
albo przynajmniej coś wie!
– Cóż, to nasz
najlepszy trop. Jutro go sprawdzimy. Wyślę Grimbeaka, żeby dowiedział się, kim
jest ten chochlik – powiedział Książę Stolas, po czym ziewnął. – Do tego czasu
spróbujmy się przespać i miejmy nadzieję, że Blitzy wytrzyma jeszcze trochę.
***
… Ból.
Ból był
wszystkim, co czuł.
I chłód. W Piekle
nie powinno być aż tak zimno. Przynajmniej nie w tej części Pentagramu.
Niczego nie
widział. Tylko ciemność i własną krew, spływającą po twarzy.
Dlaczego wciąż
nie umarł? Czemu go nie zabili? Jedyne krzywdzili go i uzdrawiali – i tak w
kółko, i w kółko.
Drgnął, gdy
kropla wody spadła z góry, lądując na jego obolałych plecach. Całe jego ciało
było nadwrażliwe. Jego kończyny. Klatka piersiowa… Tyłek.
Uronił kilka
łez, ale nie płakał głośno. Nie zamierzał sprawiać tym skurwielom przyjemności.
Wszystkim, co mógł, pozostawało myślenie o rodzinie. Rozgrzewało go. Myślał o
Loonie i tym jak zła musiała być, kiedy nie przyniósł jej szejka. O tym jak
Moxxie krzyczał, żeby zaczął przychodzić do pracy o czasie i przestał zaglądać
mu do sypialni. O ostrzącej swoje noże Millie, przygotowującej się do
zanurzenia ich w ludzkich wnętrznościach. Nawet o telefonie od tego cholernego
ptaka, chętnego zabawić się jego chujem.
Naprawdę chciał,
żeby to działo się tu i teraz.
I miał szczerą
nadzieję, że doświadczy tego po raz kolejny, gdy wszyscy się skończy.
O ile… O ile kiedykolwiek się skończy.
Prześlij komentarz
0 Komentarze